środa, 30 stycznia 2013

Nowe zdobycze/ polscy ilustratorzy książek dla dzieci

Od kilku lat zbieram namiętnie książki które mnie inspirują. Opowieści w nich zawarte są niezwykle istotne, ale tez nie mniejszą rolę odgrywają lustracje. Stąd też w mojej domowej biblioteczce znajdziecie bardzo dużo książek dedykowanych dzieciom. W zeszłym roku odkryłam na nowo książeczki mojego dzieciństwa i teraz często do nich zaglądam. Z pewnością duży wpływ wywarła na to moja praca ponieważ pisząc przewodniki dla nauczycieli przedszkola szukałam źródła ponadczasowych opowieści i wierszyków dla maluchów. I tak też z dna szafy domu rodzinnego wyciągnęłam moje ukochane, już prawie zapomniane książeczki. Ale o nich powstanie niedługo osobny post, zajmują bowiem szczególne miejsce w moim sercu. 
Więc dziś nie o tym, a o kilku "nowych" pozycjach wygrzebanych w antykwariacie. Postanowiłam bowiem przypomnieć sobie i Wam, jak piękne są "stare" polskie ilustracje. I że warto czasem odwiedzić antykwariat, przeszukać rodzinne szafy i piwnice w poszukiwaniu książek dla dzieci. Bo pomijając przepiękne ilustracje, nie można im również odmówić ponadczasowego charakteru, pięknego języka i wspaniałych morałów. To one nauczyły mnie szacunku do przyrody, zwierząt, mojego otoczenia. To dzięki nim w dużym stopniu mam taką a nie inną wrażliwość. :) 

Zapraszam do oglądania kilku moich nowych "starych" zdobyczy:


Lucyna Krzemieniecka "O tym, jak się rzep do psiego ogona przyczepił" Wydawnictwo "Alfa" 1984, ilustrował "Mirosław Pokora.

Urocza historia pieska Burusia, któremu złośliwy rzep przyczepił się do ogona. 


"- Hau, hau, wypadek się stał! Uczepił się rzep psiego ogona, trzema tuzinami zielonych haczykowatych nóżek wczepił się w Burusiowe kudełki i woła:
- Ho, ho, bardzo jestem rad, pojadę sobie na Twoim ogonie w świat! Na twoim ogonie, jak w jakiejś karecie, pojadę sobie w podróż po świecie"

Janina Porazińska, "Niebieska Dziewczynka", z serii Poczytaj Mi Mamo, Nasza Księgarnia, 1985, ilustrował Zdzisław Witwicki


Wanda Chotomska, "Mój piękny, złoty koń", z serii Poczytaj Mi Mamo, Nasza Księgarnia, 1983, ilustrowała Krystyna Witkowska



Ewa Szelburg Zarembina, "Idzie niebo ciemną nocą", Nasza Księgarnia, 1977, ilustrował Janusz Grabiński
:) Piękne prawda?

niedziela, 23 grudnia 2012

Anioły Świąteczne z "zimnej porcelany"

Kochani nie było mnie kilka miesięcy. Nawet nie wiem kiedy to minęło. Taki prowadzę tryb życia (niestety lub stety), że podczas niektórych miesięcy mam bardzo dużo pracy etatowej, plus bardzo dużo warsztatów do przeprowadzenia (sama przyjemność, ale duuuużo w krótkim okresie i po całej Polsce) i jeszcze od roku mam przyjemność współpisać (pierwsze 2 części) i pisać samodzielnie (ostatnie 2 części) przewodniki metodyczne dla nauczycieli przedszkola Wydawnictwa Olesiejuk. Współpraca cudowna, ale bardzo bardzo pracochłonna. I tak się uzbierało to wszystko razem, że czasu i siły mi brakło na blogowanie, za co Was serdecznie przepraszam. Ale do rzeczy: z okazji zbliżających się szybkimi krokami Świąt Bożego Narodzenia przygotowałam dla Was mały kursik "step by step" dotyczący tworzenia zimnej porcelany. 

Do dzieła!

"Cold Porcelain" czyli "zimna porcelana"
-wersja bez gotowania-

Masa plastyczna zwana potocznie "zimną porcelaną" jest masą, którą możemy zrobić bez większego wysiłku w domu, której przygotowanie nie wymaga drogich składników, z którą to ponadto bardzo przyjemnie się pracuje. Można nią "rzeźbić" bardzo małe elementy, jest cudownie zwarta, kiedy trzeba jest gładka, można z jej pomocą uzyskać przeróżne faktury. Wysycha sama (bez pieczenia, gotowania, mikrofali), ba, nawet wysycha bardzo szybko, w odróżnieniu do np. masy papierowej. Ogólnie pokochałam ją natychmiast. Kiedy tylko zobaczyłam jej zwartą konsystencję, wiedziałam, że praca z nią będzie oznaczać tylko przyjemność :D Ma jedna wadę, którą ja osobiście uważam za... zaletę :) Jak już wspomniałam, szybko schnie. Podczas pracy z zimną porcelaną, trzeba często kremować dłonie, a niewykorzystywaną aktualnie masę zawijać natychmiast w folię.. . również nakremowaną. I to co dla innych stanowiłoby wadę, mi wcale nie przeszkadza. A to dlatego, że nie lubię zbyt długo czekać na efekty swojej pracy. Kiedy używałam do lepienia masy solnej lub papierowej, musiałam długi czekać, by móc pomalować wytwory. Masa porcelanowa schnie na tyle szybko, że już po godzinie, dwóch można malować (nie jest jeszcze całkiem sucha od spodu, ale z wierzchu tak, więc bez problemu chwytam za pędzel). Jeśli lepimy wieczorem, z rana nasz wytwór już jest całkowicie suchy (oczywiście zależy to od jego"grubości").  Dobra dosyć teorii, pora przejść do konkretów! Poniżej znajdziecie przepis na "zimną porcelanę" bez gotowania (bo i takie są)

Potrzebne składniki i "narzędzia": 


- większa miska
- łyżka
- szklanka
- klej wikol
- mąka/skrobia ziemniaczana
- sok z cytryny
- oliwka kosmetyczna (taka dla maluchów, będzie jej potrzeba tylko łyżkę)
- dowolny krem lub balsam do ciała
- folia spożywcza

Do miski wsypujemy szklankę mąki, dolewamy niepełną szklankę wikolu. 


dodajemy łyżkę oliwki,
łyżkę kremu/ balsamu,

łyżkę soku z cytryny.
Mieszamy delikatnie (inaczej cała mąka znajdzie się na zewnątrz miski).
 Kiedy zaczyna się ładnie zbijać, odkładamy łyżkę i zaczynamy ugniatać.
Masa jest gotowa, kiedy od naszych rąk odejdzie większość składników (tak samo jak przy ugniataniu ciasta). Zresztą na pewno zauważycie, kiedy będzie idealna. 
Gotową masę kremujemy jeszcze kremem lub balsamem i zawijamy jak najszybciej w folię spożywczą. I gotowe! Przygotowanie masy zajęło nam może z 7 minut.
Szybko prawda? 
Wspomnę Wam jeszcze, że podczas lepienia warto co jakiś czas nakremować dłonie, by masa "nie zgubiła" elastyczności. Jeśli przez nieuwagę Wam podeschnie, dodajemy odrobinę kleju, ugniatamy i będzie jak nowa :) Aha, i poszczególne elementy doklejamy wikolem lub kremem. 
To chyba wszystko, resztę niuansów poznacie "w praniu". 

Na koniec zapraszam jeszcze do obejrzenia moich aniołów, które powstały z zimnej porcelany, a teraz czekają już zapakowane w odświętne papiery. Jutro (Wigilia) trafią do nowych  domów. :)

Tu jeszcze nie pomalowane:
A tak wyglądały w fazie końcowej:

Wszystkiego Najlepszego! Zdrowych, wesołych Świąt!!!!

czwartek, 13 września 2012

Muchomor





















Trzy dojrzale barwne kapelusze muchomora

2 i pól szklanki cukru pudru 
5 zóltek kostka masła
cytryna 
dwie łyżki rumu

Kapelusze skropić rumem. Utrzeć żółtka z dwiema szklankami cukru pudru i masłem. Dodać drobno posiekaną skórkę cytryny. Przekładać kapelusze masą. Czerwony kropkowany wierzch tortu oblać lukrem zrobionym z reszty cukru pudru i soku cytrynowego. Jeść powoli. Czekać


Tort z muchomora

Olga Tokarczuk

;) Nie próbujcie tego w domu

czwartek, 30 sierpnia 2012

Smaki lata


:) Dawno mnie nie było. Raz, że czasu mało, ale też i weny brak. Ale lato się kończy, a mnie wzięło na eksperymentowanie kulinarne;)

Wyszło smacznie, więc się dzielę, może ktoś skorzysta, bo deser wygląda bardzo ładnie i jeszcze lepiej smakuje:)

Malinowe serniczki na zimno 


Składniki:
1 op. ciasteczek owsianych
350 g twarogu sernikowego mielonego
maliny
galaretka malinowa
śmietana 36%
4-6 łyżek cukru pudru

Przygotowanie:
Galaretkę rozpuścić według przepisu na opakowaniu w 3/4 szklanki wody, następnie odstawić do ostygnięcia, ale pilnować, żeby nie stężała.W tym czasie ubić śmietanę na sztywno z cukrem pudrem i ciągle miksując, powoli dodawać twarożku. Kiedy masa będzie już całkowicie złączona, dodać ostudzoną galaretkę i wymieszać całość na najmniejszych obrotach miksera.
Ciasteczka owsiane wrzucić do woreczka foliowego, zawiązać i woreczek zdrowo stłuc tłuczkiem do mięsa lub wałkiem do ciasta ;) Nie ważne czego użyjecie, ważne natomiast, by pokruszyć ciastka. Tak przygotowane wysypujemy na dno kieliszków. Następnie na ciastka wylewamy masę sernikową (ok 2-3 łyżek w zależności od wielkości naszych kieliszków), a na nią kolejną warstwę ciastek, potem znów masę a na koniec maliny... i gotowe! Teraz deser wędruje do lodówki na minimum 3 godziny (im dłużej tym lepiej).

ps. Oczywiście możecie dowolnie zmieniać kolejność warstw. Dodawać własne składniki, ważne, by efekt nam odpowiadał ;)


Smacznego!

sobota, 9 czerwca 2012

Arctia caja

Takie coś się do mnie dziś przyplątało więc nie omieszkałam zrobić temu sesji. Po wszystkim spytałam gogla i okazało się, że to gąsienica  o wdzięcznej nazwie "Niedźwiedziówka kaja".





 
Prawda, że ładna gadzina?

A to z niej wyrośnie:


ostatnie zdjęcie pochodzi ze strony:

piątek, 8 czerwca 2012

:) Kluski

Psiaki bardzo pozytywnie przeorganizowały nasze życie:) Każdą wolną chwilę spędzamy na dworze, dużo ruchu i zabawy :) One są przesłodkie, bardzo wesołe i chętne do ciągłych psot! 












A Klucha bardzo dumna jest :D